wtorek, 27 stycznia 2015

Daj mi tę noc

Dzieci nam się trafiły z tych, co to - jak Chuck Norris - nie śpią. Czuwają. Czynią to tyleż sprawiedliwie, co wyczerpująco: jeśli jedno przesypia całą noc, drugie przez większą jej część jest na nogach; jeśli jedno zasypia o 23.00, drugie budzi się o 23.15; jeśli jedno uda się odtransportować z powrotem do własnego łóżka, ze stuprocentową pewnością za moment przyleci drugie. O, na przykład tak:

02.10, Krasnal: Tatooooo, tatooooooooooo!!! (ojciec nieprzytomnie ściąga delikwenta z łóżka i wlecze do sypialni, bo jeśli obudzi Szyneczkę, będzie można spokojnie zapalić światło, zrobić coś do żarcia i na jakieś 3 godziny włączyć muzykę). GRZYBIAKI CHCĄ MNIE ZABIĆ! (delikwent nakrywa się kołdrą na głowę, zaczyna trząść i głośno zawodzić).

Matka (mamrocze): Nieee mmma żdnychchch ggg-rzybiaków. Śpiiiiij...
Krasnal: Są!
Matka: Nnnnneee mmma. Neeee mmmaaa grzbiaaaakówww. Śpiiijjjjj...
Krasnal (upewnia się): A potworów też nie ma?
Matka: Nnnnieeee mmmaa. Ptttwry nnnie isssstnieją... Śpijj...
Krasnal (drąży): A duchy? Duchy istnieją?
Matka: Nnnniemmmmaaa grzbbbbbiaków, dchówwwww, ptwrówww. Nie issstnieją. Inniggdyyynie istniały... Śpij!
Krasnal (oskarża): Ale dinozaury istniały!
Matka: Ttttakkk. Dinozaury isssstniałłłłyyy. Ale to zzzzzwierzęta. I już nnnnie istniejąąą... Śpijjj...
Krasnal (trzęsie się, zawodzi): Grzybiaki na pewno nie istnieją?
Matka: Nnnn... pwnoooo... Śpijjjjj...
Krasnal (weryfikuje): To sprawdź w Internecie. Że nie istnieją.
Matka: Śpijjjj...
Krasnal (nalega): Sprawdź. Weź telefon i sprawdź!
Matka (wpisuje w pasek Googla hasło "Grzybiaki", skurczybyki istnieją, a jakże; udaje, że telefon się rozładował): Zapytaj tatusia.
Krasnal (powraca): Tatuniu, Grzybiaki nie istnieją, prawda? Sprawdź w Internecie, że nie istnieją.
Ojciec (przewidująco wpisuje w pasek Googla "Grzybiaki nie istnieją" i bez wyszukiwania potwierdza): Nie istnieją.
Krasnal (żąda): Pokaż! G-rz-y-b-i-a-k-i Grzybiaki n-i-e nie i-s-t-n-i-e-j-ą istnieją. No. Okej.

03.10, Szyneczka (tup-tup-tup-tup-tup): Czeeeeeść:-)

Dalej w konfiguracji Matka: 20 cm, Szyneczka 70 cm, Krasnal 70 cm, Ojciec - kanapa.

07.00, Matka: Kochanie, co ci się śniło?
Szyneczka: Ze spałam w swoim łózecku...





piątek, 9 stycznia 2015

Komedia w 6 aktach

Scena:
Góry nasze góry (hej), błękitne niebo, zimowe słońce, śnieg skrzący się pod butami, bezkresne pole 


Osoby:
Matka oraz Dziewczynka lat 2

Rekwizyty:
sanki (po uprzednim uzgodnieniu Matki z Dziewczynką, że TAK, sanki są najbardziej pożądanym środkiem transportu; TAK, Dziewczynka odbędzie na sankach cały spacer i TAK, na pewno TAK).

Akcja:

Droga przez pole, metr 50. (do przejścia na oko dalszych 950).
Dziewczynka: NIEEEEEE, sanki nie. Na rączki, na rączki, boję sanek, na rączki! (rzut na śnieg, kopanie, krzyk, wycie, zdzieranie czapki, rękawiczek, ponowny rzut na śnieg)
Matka (podniósłszy Dziewczynkę ze śniegu, założywszy jej czapkę i rękawiczki): Dziewczynko, a może pociągniesz saneczki sama, hmmm?
Dziewczynka: TAK, saneczki, SAMA, TAK!

Droga przez pole, metr 55., w (dalekim) polu (widzenia) pies.
Dziewczynka: NIEEEEE, sanki prowadzić NIEEEEE. Na rączki, na rączki, boję pieska! (rzut na śnieg, kopanie, krzyk, wycie, zdzieranie czapki, rękawiczek, ponowny rzut na śnieg)
Matka (podniósłszy Dziewczynkę ze śniegu, założywszy jej czapkę i rękawiczki): Dziewczynko, wezmę cię na rączki, a jak piesek przebiegnie,  pójdziesz sama.
Dziewczynka: TAK, na rączki!

Droga przez pole, metr 200.
Matka: Teraz, Dziewczynko, pójdziesz sama, jesteś ciężka, mamy sanki, nie mam siły cię nieść.
Dziewczynka: NIEEEE, sanki NIEEEEEE! Na rączki! (rzut na śnieg, kopanie, krzyk, wycie, zdzieranie czapki, rękawiczek, ponowny rzut na śnieg)
Matka (podniósłszy Dziewczynkę ze śniegu, założywszy jej czapkę i rękawiczki): Możesz, Dziewczynko, pójść sama albo wsiąść na sanki, nie będę cię nieść.
Dziewczynka: Sanki NIEEEE, rękawiczki NIEEEEE, czapka NIEEEEEEE. Na rączki! (rzut na śnieg, kopanie, krzyk, wycie, zdzieranie czapki, rękawiczek, ponowny rzut na śnieg)

Droga przez pole, metr 220., 20 metrów wstecz widoczne ślady ciągnięcia po śniegu Matki, Dziewczynki i sanek.
Matka: Idziesz, potworze, albo wsiadasz na sanki!
Dziewczynka: NIE idę, NIE wsiadam, NIE sanki, NIE rękawiczki, NIE czapka! (rzut na śnieg, kopanie, krzyk, wycie, zdzieranie czapki, rękawiczek, ponowny rzut na śnieg)

Droga przez pole, metr 220. do 850. Matka niesie wyrywającą się i wrzeszczącą Dziewczynkę, przywiązane do paska kurtki sanki boleśnie obijają jej łydki, pot płynie wzdłuż kręgosłupa, ręce mdleją, nogi odmawiają posłuszeństwa, czapka na oczach, twarz w pąsach.

Matka (przez zęby, z głęboką pogardą dla idei rodzicielstwa bliskości i zaawansowaną tęsknotą za przedwojenną kindersztubą i pełnoetatową guwernantką, uprzednio wielokrotnie podniósłszy Dziewczynkę ze śniegu, założywszy jej czapkę i rękawiczki): Koniec. Idziesz-sama-albo-siadasz-na-sankach. Albo-zostajesz-w-polu-a-ja-idę-dalej...
Dziewczynka: Nieeee! Nieeee!! NIEEEEEE!!!

Droga przez pole, metr 853. Na trasie - poza Matką (na metrze 853.) i Dziewczynką (nadal 850.) Dwaj Przypadkowi Spacerowicze (DPS).

Dziewczynka (rzut oka na matkę, rzut oka na DPS) rozdzierającym tonem: Nie zostawiaj mnie! Ja jestem malutka! JESTEM TAKA MALUTKA!

DPS: oooch....!

KURTYNA.