poniedziałek, 14 grudnia 2015

Nieśmieszne, a jednak bawi

Krasnal wymaszerował dziś z lekcji z miną wielce nietęgą i cichutkim głosikiem oznajmił, że na muzyce dostał uwagę, gdyż udawał, że jest płatkiem śniegu i biegał po sali.

Faktycznie, w dzienniczku tłusty wpis na wiele linijek: że nie śpiewa z dziećmi, że nie umie tekstu, że nie pokazuje razem z klasą ilustracji ruchowych (wtf?). Oraz zalecenie, aby nauczył się słów piosenki "Pada śnieg, dzwonią dzwonki sań". W samochodzie  wygłaszam więc stosowną reprymendę i karnie intonuję: "Poprzez białe drogi, z mrozem za pan braaaat"..., a kiedy dochodzę do refrenu Krasnal konfidencjonalnym szeptem mówi: eee, co ty, mamo, ja ci zaśpiewam, jak to powinno być:

Pada deszcz, pada deszcz, w dupie siedzi kleszcz.
Ajajaj, ajajaj dostał się do jaj.

Wszyscy wałkują temat dojrzałości szkolnej sześciolatków. Szkoda, że nikt nie pochyla się nad rodzicami -  ja chyba nie dojrzałam, gdyż mianowicie parsknęłam śmiechem i wychowanie diabli wzięli.

środa, 18 listopada 2015

Z tysiąca i jednej nocy

03.10  (nie: 3. października; trzecia-dziesięć, noc listopadowa). Pani Szyneczka, wyposażona w przyczepę kempingową Playmobil, stanąwszy u stóp łóżka rodzicielskiego wzywa gromko do podjęcia zabawy.

Zaproszona pod kołdrę poleguje w ciszy przez kwadrans, by następne zażądać:
- Zapal światełko!
- Nie ma mowy, jest środek nocy, nie zapalamy światełka. Śpij.
- A dlacego?
- Bo jest środek nocy! Spij.
- A dlacego?
- Bo jest ciemno! Śpij.
- A dlacego?
- Bo jest środek nocy! Śpij.
- A dlacego?
- Bo niedawno się położyliśmy i nie przyszła jeszcze godzina, żeby wstać. Śpij.
- A dlacego?
- Dlatego, że się jeszcze nie wyspaliśmy... Śpij.
- A dlacego?
- Dlatego. Śpij.

Kwadrans względnego spokoju okraszonego dyskretnymi kopniakami, podskubywaniem, zagadywaniem, wystosowywaniem pytań (a dlacego?...).

4.00

- Włąc muzyckę!
- Nie ma mowy. Śpij.
- A dlacego?
- Bo jest środek nocy! Spij.
- A dlacego?
- Bo jest ciemno! Śpij.
- A dlacego?
- Bo jest środek nocy! Śpij.
- A dlacego?
- Bo niedawno się położyliśmy i nie przyszła jeszcze godzina, żeby wstać. Śpij.
- A dlacego?
- Dlatego, że się jeszcze nie wyspaliśmy... Śpij.
- A dlacego?
- Bo wszystkie dzieci o tej porze śpią. Śpij.
- A dlacego?
- Bo są zmęczone. Śpij.
- A mój bracisek?
- Też śpi. Śpij. Cicho. Nie obudź go.
- A dlacego?
- Bo będzie niewyspany. Śpij.
- Baw się ze mną!
- Nie ma mowy. Śpij.
- A dlacego?
- Bo ja chcę spać. Śpij.
- A dlacego?
- ...........
- Dlacego?
- ...........
- Dlaceeeegoooo?!
- Cicho. Śpij!
- Gdzie mój bracisek?!
- Śpi. Cicho, bo go obudzisz.
- A dlacego?
- Bo hałasujesz. Cicho. Śpij.
- Ale gdzie mój bracisek?
- (pod nosem, przez zaciśnięte zęby. I zaciśnięte powieki). W dupie...
- Co powiedziałaś?! (radość). W dupie? Krasnalkuuuuu!!! Mama powiedziała: w dupie! Słysałeś? W dupie!

4.15

- Mamo?
- Cicho. Śpij.
- Powiedziałaś: w dupie?
- Powiedziałam. Cicho. Śpij.
- Nie mogę. Nie chce mi się. Mogę do was przyjść?

- Krasnalku? (z nadzieją) Pobawimy się?
- Nie. Mamo, mogę twój telefon?
- Nie ma mowy. Śpij.

4.45

- Mamo? A kto dzisiaj strzelił gola? Milik i kto?
- Jodłowiec. Śpij. Nie skub mi włosów.
- I kto jeszcze?
- Nie wiem, śpij. Nie kop mnie.

5.15

- Mamo?
- Nie.
- Co nie?
- Nic. Śpij. Nie kop mnie.
- Mamo... Daj mi swój telefon!

6.10.

Budzik. Dzień dobry.





piątek, 11 września 2015

Aspekt praktyczny

Krasnal uprząta (?!?) rozrzucone po kąpieli na podłodze ubrania, bierze się nawet za składanie w kostkę szyneczkowych majtek.
- Zostaw - mówię - odłóż do kosza na brudy. Majtki nosimy tylko jeden dzień, inaczej byłyby...
- ... brudne i śmierdzące! - kończy domyślnie Krasnal. Po chwili wzdycha: - Biedni ci uchodźcy. Na pewno muszą nosić jedne majtki przez wiele dni jak tak idą i idą...
- Ekhem... no tak. Wyobraź sobie, co ty byś czuł, gdybyśmy musieli zostawić nasz dom i uciekać.
- Smutek - orzeka Krasnal.
- Trzeba im będzie pomóc, jeśli dotrą do Polski, prawda?
- No trzeba - potwierdza.
-  Ale wiesz, nie wszyscy ludzie tak uważają. Niektórzy mówią o nich bardzo źle, na przykład że są brudni, bo mają ciemniejszą skórę...
- Kto tak mówi? - pyta podejrzliwie Krasnal. - Jacyś twoi znajomi?
- Eeeee... nooo... różni ludzie... A przecież ty miałeś dwóch ciemnoskórych chłopców w przedszkolu. I co? Czy oni się czymś od ciebie różnili?
- No kolorem skóry - Krasnal niecierpliwi się oczywistą oczywistością.
- Ale czymś jeszcze?
- Niczym.
- Niczym?
- Zupełnie niczym.

Amen.


poniedziałek, 7 września 2015

Marsz Dąbrowski


Krasnal pierwszoklasista:

- Jaka lekcja ci się najbardziej podobała?
- Muzyka.
- A co robiliście na muzyce? Śpiewaliście?
- Nie, rysowaliśmy.
- Rysowaliście?!?
- Tak. Pani kazała narysować coś, co nam się kojarzy z muzyką.
- I co narysowałeś?
- Flagę polski.
- Flagę polski? Dlaczego?
- Bo mi się kojarzy z Marszem Dąbrowskim.


wtorek, 4 sierpnia 2015

Kokulista

Przed wizytą u okulisty.
Pani Szyneczka: U kokulisty będę musiała zdjąć kosulkę, tak?
Mama: Nie. Pani doktor tylko zajrzy do oczek
Pani Szyneczka: Ale tak patykiem w zęsy?



poniedziałek, 20 lipca 2015

Motyla noga

Pani Szyneczka + foch:
- Nie dotykaj mnie, bo się boję, że będzie mi leciała PSIAKREW!


środa, 29 kwietnia 2015

Truskawka z kupą

Z serii: podsłuchane z rozmowy. Dzieci (Krasnal, Szyneczka oraz dzieci zaprzyjaźnione sztuk 2) wędrują kwitnącą alejką.
Krasnal: Ale pachnie... Chciałbym mieszkać na jabłoni...
Dziecko zaprzyjaźnione młodsze: A ja na czekoladzie...
Krasnal: A ja na kupie...
Dziecko zaprzyjaźnione młodsze:a ja na kupie i siku.
Krasnal: A ja bym zjadł kupę!
Dziecko zaprzyjaźnione starsze: a ja kupę i siku!
Pani Szyneczka (cichutko, uradowana faktem, że nadąża za tokiem konwersacji): A ja bym zjadła truskawkę z kupą....

Podejrzanie wiele konwersacji zaczyna się miło, a kończy fekaliami.

środa, 11 marca 2015

Memento mori

Krasnal z perspektywy rodzicielskiego łóżka dokonuje porannej lustracji galerii zdjęć na przeciwległej ścianie.

- Ale jesteś młodziutka na tym zdjęciu, mamuniu! - komentuje foto sprzed dobrej dekady (już w tym momencie mam ochotę go boleśnie uszczypnąć - wszak w moim własnym oglądzie nadal jestem młodziutka) - Ja też jestem młodziutki, prawda?
- Tak, jesteś młodziutki - potwierdzam.
- A Szyneczka jest jeszcze bardziej młodziutka ode mnie. Prawda, mamuniu? - drąży.
- Prawda. Oboje jesteście młodziutcy. Eeech (wzdycham) - całe życie macie przed sobą...
- A ty już tylko pół.. Tak, mamuniu?

Eeech...

wtorek, 27 stycznia 2015

Daj mi tę noc

Dzieci nam się trafiły z tych, co to - jak Chuck Norris - nie śpią. Czuwają. Czynią to tyleż sprawiedliwie, co wyczerpująco: jeśli jedno przesypia całą noc, drugie przez większą jej część jest na nogach; jeśli jedno zasypia o 23.00, drugie budzi się o 23.15; jeśli jedno uda się odtransportować z powrotem do własnego łóżka, ze stuprocentową pewnością za moment przyleci drugie. O, na przykład tak:

02.10, Krasnal: Tatooooo, tatooooooooooo!!! (ojciec nieprzytomnie ściąga delikwenta z łóżka i wlecze do sypialni, bo jeśli obudzi Szyneczkę, będzie można spokojnie zapalić światło, zrobić coś do żarcia i na jakieś 3 godziny włączyć muzykę). GRZYBIAKI CHCĄ MNIE ZABIĆ! (delikwent nakrywa się kołdrą na głowę, zaczyna trząść i głośno zawodzić).

Matka (mamrocze): Nieee mmma żdnychchch ggg-rzybiaków. Śpiiiiij...
Krasnal: Są!
Matka: Nnnnneee mmma. Neeee mmmaaa grzbiaaaakówww. Śpiiijjjjj...
Krasnal (upewnia się): A potworów też nie ma?
Matka: Nnnnieeee mmmaa. Ptttwry nnnie isssstnieją... Śpijj...
Krasnal (drąży): A duchy? Duchy istnieją?
Matka: Nnnniemmmmaaa grzbbbbbiaków, dchówwwww, ptwrówww. Nie issstnieją. Inniggdyyynie istniały... Śpij!
Krasnal (oskarża): Ale dinozaury istniały!
Matka: Ttttakkk. Dinozaury isssstniałłłłyyy. Ale to zzzzzwierzęta. I już nnnnie istniejąąą... Śpijjj...
Krasnal (trzęsie się, zawodzi): Grzybiaki na pewno nie istnieją?
Matka: Nnnn... pwnoooo... Śpijjjjj...
Krasnal (weryfikuje): To sprawdź w Internecie. Że nie istnieją.
Matka: Śpijjjj...
Krasnal (nalega): Sprawdź. Weź telefon i sprawdź!
Matka (wpisuje w pasek Googla hasło "Grzybiaki", skurczybyki istnieją, a jakże; udaje, że telefon się rozładował): Zapytaj tatusia.
Krasnal (powraca): Tatuniu, Grzybiaki nie istnieją, prawda? Sprawdź w Internecie, że nie istnieją.
Ojciec (przewidująco wpisuje w pasek Googla "Grzybiaki nie istnieją" i bez wyszukiwania potwierdza): Nie istnieją.
Krasnal (żąda): Pokaż! G-rz-y-b-i-a-k-i Grzybiaki n-i-e nie i-s-t-n-i-e-j-ą istnieją. No. Okej.

03.10, Szyneczka (tup-tup-tup-tup-tup): Czeeeeeść:-)

Dalej w konfiguracji Matka: 20 cm, Szyneczka 70 cm, Krasnal 70 cm, Ojciec - kanapa.

07.00, Matka: Kochanie, co ci się śniło?
Szyneczka: Ze spałam w swoim łózecku...





piątek, 9 stycznia 2015

Komedia w 6 aktach

Scena:
Góry nasze góry (hej), błękitne niebo, zimowe słońce, śnieg skrzący się pod butami, bezkresne pole 


Osoby:
Matka oraz Dziewczynka lat 2

Rekwizyty:
sanki (po uprzednim uzgodnieniu Matki z Dziewczynką, że TAK, sanki są najbardziej pożądanym środkiem transportu; TAK, Dziewczynka odbędzie na sankach cały spacer i TAK, na pewno TAK).

Akcja:

Droga przez pole, metr 50. (do przejścia na oko dalszych 950).
Dziewczynka: NIEEEEEE, sanki nie. Na rączki, na rączki, boję sanek, na rączki! (rzut na śnieg, kopanie, krzyk, wycie, zdzieranie czapki, rękawiczek, ponowny rzut na śnieg)
Matka (podniósłszy Dziewczynkę ze śniegu, założywszy jej czapkę i rękawiczki): Dziewczynko, a może pociągniesz saneczki sama, hmmm?
Dziewczynka: TAK, saneczki, SAMA, TAK!

Droga przez pole, metr 55., w (dalekim) polu (widzenia) pies.
Dziewczynka: NIEEEEE, sanki prowadzić NIEEEEE. Na rączki, na rączki, boję pieska! (rzut na śnieg, kopanie, krzyk, wycie, zdzieranie czapki, rękawiczek, ponowny rzut na śnieg)
Matka (podniósłszy Dziewczynkę ze śniegu, założywszy jej czapkę i rękawiczki): Dziewczynko, wezmę cię na rączki, a jak piesek przebiegnie,  pójdziesz sama.
Dziewczynka: TAK, na rączki!

Droga przez pole, metr 200.
Matka: Teraz, Dziewczynko, pójdziesz sama, jesteś ciężka, mamy sanki, nie mam siły cię nieść.
Dziewczynka: NIEEEE, sanki NIEEEEEE! Na rączki! (rzut na śnieg, kopanie, krzyk, wycie, zdzieranie czapki, rękawiczek, ponowny rzut na śnieg)
Matka (podniósłszy Dziewczynkę ze śniegu, założywszy jej czapkę i rękawiczki): Możesz, Dziewczynko, pójść sama albo wsiąść na sanki, nie będę cię nieść.
Dziewczynka: Sanki NIEEEE, rękawiczki NIEEEEE, czapka NIEEEEEEE. Na rączki! (rzut na śnieg, kopanie, krzyk, wycie, zdzieranie czapki, rękawiczek, ponowny rzut na śnieg)

Droga przez pole, metr 220., 20 metrów wstecz widoczne ślady ciągnięcia po śniegu Matki, Dziewczynki i sanek.
Matka: Idziesz, potworze, albo wsiadasz na sanki!
Dziewczynka: NIE idę, NIE wsiadam, NIE sanki, NIE rękawiczki, NIE czapka! (rzut na śnieg, kopanie, krzyk, wycie, zdzieranie czapki, rękawiczek, ponowny rzut na śnieg)

Droga przez pole, metr 220. do 850. Matka niesie wyrywającą się i wrzeszczącą Dziewczynkę, przywiązane do paska kurtki sanki boleśnie obijają jej łydki, pot płynie wzdłuż kręgosłupa, ręce mdleją, nogi odmawiają posłuszeństwa, czapka na oczach, twarz w pąsach.

Matka (przez zęby, z głęboką pogardą dla idei rodzicielstwa bliskości i zaawansowaną tęsknotą za przedwojenną kindersztubą i pełnoetatową guwernantką, uprzednio wielokrotnie podniósłszy Dziewczynkę ze śniegu, założywszy jej czapkę i rękawiczki): Koniec. Idziesz-sama-albo-siadasz-na-sankach. Albo-zostajesz-w-polu-a-ja-idę-dalej...
Dziewczynka: Nieeee! Nieeee!! NIEEEEEE!!!

Droga przez pole, metr 853. Na trasie - poza Matką (na metrze 853.) i Dziewczynką (nadal 850.) Dwaj Przypadkowi Spacerowicze (DPS).

Dziewczynka (rzut oka na matkę, rzut oka na DPS) rozdzierającym tonem: Nie zostawiaj mnie! Ja jestem malutka! JESTEM TAKA MALUTKA!

DPS: oooch....!

KURTYNA.