wtorek, 26 lipca 2011

Były sobie świnki trzy, świnki trzy, świnki trzy...

Do dzisiejszej kolacji zainspirował mnie pewien dialog z Krasnalem z czasów, kiedy nie wypluwał jeszcze z siebie słów z prędkością "przed-użyciem-zapoznaj-się-z-treścią-ulotki-bądź-skonsultuj-z-lekarzem-lub-farmaceutą". Rzecz działa się przy posiłku, a wymiana informacji wyglądała mnie więcej tak:

Mama (uprzejmie): Proszę, zajadaj!
Krasnal (radośnie): Ribka!
Mama (bezmyślnie): Nie, świnka.
Krasnal (z nadzieją): Peppa?

Przypomina mi to, że nieubłaganie zbliża się dzień, w którym trzeba będzie rzeczowo wyjaśnić związek między Peppą a wieprzowiną i cały system zakazu mordowania much, mrówek i innych żyjątek w obecności Krasnala niechybnie weźmie w łeb (co z kolei przywodzi na myśl epizod z tygodnia minionego, kiedy to Krasnal przywędrował do Taty radośnie informując: "Tatusiu, złapałem dla ciebie konika polnego" i dumnie zademonstrował ściśnięty w łapce prezent. Myślę, że dla konika fakt przekazania jego szczątków doczesnych w formie podarunku nie stanowił pocieszenia).

Tak czy inaczej, zrobiliśmy dziś na kolację nie jedną, nie dwie, ale całe TRZY świnki.



Tym razem bez wierszyka, bo jedyne, co przychodziło mi do głowy na kanwie zaprezentowanych wyżej rozważań, to drobna przeróbka mojej ulubionej bajki z dzieciństwa:

"Były sobie trzy świnki: tłuściutkie, różowe.
Dziś zostały z nich tylko polędwiczki wieprzowe".

Następnym razem będzie coś wegetariańskiego.

sobota, 23 lipca 2011

Ulisses

Jeśli strumień świadomości jest rodzajem dialogu wewnętrznego, deszczowe  lato musiało podnieść u Krasnala poziom strumienia wysoko ponad stany alarmowe.

Poniżej zapis nagrania 3 minut spaceru:

"mój jowej przewjócił (yhhh, czy w zapisie fonetycznym obowiązują reguły ortografii? "Przewjucił" wyglądałoby lepiej); mój motoj przewjucił. Kałuzie. Kałuzie... jedna kałuzia jest... jedna kałuzia jest jeszcze... atoś mamusia na tjawie sią... motilek... citrinek... motilek citrinek... znowu jedziemem... naśtępny motilek... znowu pies chodzi... nie to jest... nie to jest... do pociągów... uwaga, sibciutko... tejaz, tejaz... sibciutko... tik tak...  w dziuję wjechałem znowu.... w dziuję wjechałem... mały ho... z cierwonym ogonem jeci... z cierwonym ogonem jeci... tit ti ti tit ti... pociąg jedzie... ta la la... śkjęciamem, śkjęciamem tutaj... kapsiel... kapsiel... kapsiel coca-coli... tamtędy do pociagów.... jedziemem po tej ulicy... mamusiu po tej ulicy do pociagów jedziemem... w pjawo tejaz do pociagów jadę tutaj... tejaz jadę... tejaz jadę na jowezie... do pociagów jadę... pan wygłupia się... o kotek... psiejechałem psiez kamory... następnego... tin tin tuu... kotki jobacić, kotki... och jest kotek... kotki są... tam pojeciał kotek... pojeciał kotek... pieska duziego... pociag jaki towajowy jedzie.... z ciementem mozie... mozie z ciementem jedzie... śkoda z psiciepom jechała...  atoś usłysiał towajowy pociag... atoś usłysiał na tojach towajowy... towajowy pociag... atoś usłysial towajowy jedzie tylko... simak... ziobacić psiejechanego simaka..." Over.